Rano wynajmuje kolejny motor i jade zwiedzac Koh Ker - ruiny swiatyn sprzed tysiaca lat. Szczegoilnie swiatynia w ksztalcie piramidy robi niesamowite wrazenie. Mozna sie wspiac na szczyt czterdziestometrowej budowli i podziwiac widoki.
Dodatkowo w tej samej okolicy ogladamy jeszcze kilkanascie swiatyn. Teren przy ruinach jest rozminowany, wiec mozna zrobic nawet kilka krokow w las.
Wracajac z Koh Ker chcialem zboczyc 10km w bok aby zobaczyc jeszcze jedna, nieopisana w przewodniku swiatynie. Skonczylo sie to 11 godzinna droga przez meke. Zero drogi, miekka glina po wczorajszej ulewie, ogromne bagniste kaluze i przeprawy przez strumienie. Bylem utaplany w blocie po uszy. Tak to jest jak kierowca chce jechac na skroty. Dojechalismy tuz przed zapadnieciem nocy. Cala dotychczasowa trasa motorem, byla przy tym tylko zabawa.