Rano ruszam wynajetym motorem (jako pasazer) do miasteczka Ban Lung. Pierwsze 40km jedziemy 4 godziny. Droga to bardziej sciezka z przeprawami przez strumienie i piaszczyste dukty. No a nasz motor, to bardziej skuter... dwie osoby na pokladzie i ciezki plecak. Niezla zabawa. Mijamy wioski tubylcow i wozy zaprzezone w bawoly - jedyny dwusladowy pojazd, ktory tu przejedzie.
Potem przeprawa przez rzeke, mijamy wymarle miasto, ktore po zbombardowaniu przez nasza zaprzyjazniona armie amerykanska juz sie nie odrodzilo i kolejne 60km pokonujemy juz szybko.
Ban Lung jest tak zakurzone, ze po przejezdzie motoru nie ma czym oddychac, a po przejezdzie samochodu nie nie widac. Asfalt jest na odcinku okolo 100m w centrum miasteczka. Ale rozwijaja sie! Od trzech tygodni maja bezposrednie polaczenie autobusowe ze stolica!