Nowy dzien w stolicy Wietnamu zaczynam nieco po szostej bo taka pobudke zafundowali mi w hotelu. Ulice miasta tetnia zyciem od samego rana. Setki skuterow, pelno ludzi, sklepik przy sklepiku. Indie, jak nic Indie :-)
Ludzie nie usmiechaja sie tak jak w Tajlandii... no ale nie ma sie co dziwic... gdybym ja mieszkal w Socjalistycznej Republice... tez bym nie mial powodow do smiechu. Zagadani sa bardzo zyczliwi, staraja sie pomoc, na usmiech odpowiadaja usmiechem, nawet moto-taksowkarze nie sa zbyt natarczywi. Chociaz moj friend-manager z hotelu wlasnie chcial mi sprzedac bilet na pociag za 37$ a na dworcu kupilem go za 23$.
Ciezko sie tu liczy kase... 1$ to kolo 15.000 loklanych papierkow... W koncu zjadlem lokalny obiad... pycha! Chociaz uliczne knajpki raczej odpychaja.
Nastepne dwa dni spedzam w zatoce Ha Long, wiec z duzym prawdopodobienstwem nie bede mial dostepu do netu. Mojej komorki nie udalo mi sie uruchomic. Musi czekac do Kambodzy...