Z czterogodzinnym opoznieniem wtaczamy sie na stacje Ayuthaya - miasta pelnego zabytkow. Niestety zamiast plkanowanych 6 godzin pozostaja nam jedynie dwie. Tak wiec zwiedzamy okolice "na Japonczyka", czyli wynajmujemy oficjalnego tuk-tuka na dwie godziny (30 PLN) i kazemy sie obwiesc po najwazniejszych atrakcjach robiac po drodze zdjecia, ktore potem spokojnie obejrzymy w klimatyzowanym hotelu. Nie da sie zbyt dobrze zwiedzac majac do dyspozycji dwie godziny i 40' zar lejacy sie z nieba...
Po poludniu wsiadamy w loklany pociag 3 klasy do Bangkoku gdzie w okolicy dworca idziemy na obiad (ufff.... klima!!!). Dwie godziny pozniej siedzimy juz w pociagu na poludnie. Mam okazje zobaczyc pierwszego karaluszka. Smignal do dziurki pod moim siedzeniem... i ja mam tu spac... Na szczescie po chwili pan kusztekowy przygotowuje nam takie poslania, ze nie mozemy wyjsc z podziwu. Czysta posciel, wygoda i kazde lozko za prywatna firanka. WOW!