Juz wiem czemu nie lubie przekraczania granic. Po prostu czulem, ze kiedys stanie sie cos takiego...
Bus do granicy zrobil 150km w oszalamiajacym czasie 7 godzin. A na granicy mili panowie w czerni powiedzieli mi, ze mnie do Tajlandii nie wposzcza i jak sie wybieram gdzies do innego kraju to mam sobie najpierw przyswoic prawo tego kraju. A prawo stanowi, ze potrzebuje wize (co wiedzialem) i ze oni mi tej wizy nie sprzedadza (czego nie wiedzialem, a wrecz przeciwnie, wszedzie pisze, ze na tym przejsciu granicznym mozna wize kupic).
Panowie pokazali mi kierunek najblizeszej ambasady - Phenom Phen - i powiedzieli do widzenia... myslalem, ze mnie krew zaleje... za dwa dni z Bangkoku odlatuje moj samolot...
Przypomnial mi sie opis jednego hotelu z przewodnika "hotel jest prowadzony przez dwoch Norwegow, ktorych Siem Reap tak urzeklo, ze postanowili tu zostac na stale". Juz wiem, co ich tak "urzeklo"...
Siedze sobie i mysle co dalej... chyba jakos sobie poradze :-)