Przed switem dotarelm do Sajgonu. Spac sie za bardzo nie dalo, bo mnich tuz obok pisal sms-y przez cala noc... nawiedzony jakis albo zakochany...
Zrobilem poranny spacer po miescie, zamelinowalem w tanim hoteliku (w koncu z dzialajaca klima) i odespalem zarwana noc. Ruszam zwiedzac Sajgon.
Temperatura jest tu niemozliwa. Dwie minuty na sloncu i mozna zniesc jajko. Na twardo od razu. Ceny 2-3 razy wyzsze niz na polnocy. Chyba musze sie przestawic na chodnikowe knajpki...
Tu juz reklamuja przejazdy do stolicy Kambodzy. Zaczynam byc blisko najciekawszej czesci podrozy...
P.S. Jak ktos dzis spotka Renie w Rocku to prosze mi natychmiast doniec mailowo. W koncu jakas meska solidarnosc musi byc, nie? :-)