Zepsuta klima w pokoju obnizyla jego cene do 6 UDS, ale pot lal sie ze mnie juz o 7:00, wiec wzialem zimny prysznic i zrobilem jeszcze jedna wycieczke po starym Hoi An. Czesc sklepow jeszcze zamknieta, turystow niewielu - calkiem mily spacerek.
Po sniadaniu zaczalem szukac transportu dalej. Niestety okazalo sie, ze do miasteczka ktore sobie wybralem nie kursuja autobusy... musialem negocjowac motor... Z poczatkowej ceny 10 USD wynegocjowalem 4 USD za prawie 1,5h godzine wycieczki. Niezle mnie tylek po tej przejazdzce bolal... No ale musze trenowac przed Kambodza.
Niestety okazalo sie ze na wieczorny pociag brakuje biletow i musze jechac popoludniowym... w Sajgonie wyladuje przed switem...
W Tam Ky zrobilem sobie spacer po miescie. Fajnie. Ani jednego turysty, a ja wywoluje zdziwienie na wszystkich twarzach... Przysiadam sie do ulicznej pijalni sokow i w koncu probuje napoju z trzciny cukrowej... dziwactwo do potegi. Po chwili jestem otoczony gromadka ludzi. No English. Znajduje sie dziadek, ktory sepleni po niemiecku. Byl nawet w Warszawie... robie sie atrakcja turystyczna...
Teraz 15 godzin w pociagu... na szczescie przyzwoitej jakosci...