Przed poludniem udajemy sie na godzinna przejazdzke na sloniach. Fascynujaca sprawa. Buja strasznie, ale zwierzaki sa przemile.
Nastepnie ludzie z wioski buduja dla nas bambusowa tratwe i splywamy nia w dol bystrej rzeki. Trzy razy mielismy smierc w oczach. Przechyl tratwy jakies 45'. Niby plywac umiemy i nie ma sie czego bac, no ale gdybysmy skapali cala kase, paszporty i wszystkie bilety, to nie byloby milo. Nam sie udalo nie wykapac calkowicie (jedynie do polowy), ale tratwa ktora na nas wpadla cala wyladowala w wodzie (bagaze ocalaly, bo sa wyjatkowo sprytnie umocowane na tym cudenku.
Po splywie odiadek, wizyta nad wodospadem i do Chiang Mai. Tam lapiemy autobus do Chiang Rai i o 22:00 jestesmy w kolejnym miescie.